Wakacyjny scenariusz: 7 dni na ziemi kłodzkiej z małym odkrywcą

Kotlina Kłodzka Polanica rodzinne wczasy

Kto nie lęka się setek kamiennych schodów, lubi liczyć… np. zakręty, fascynują go labirynty i łamigłówki, z przyjemnością wędruje wśród malowniczych pejzaży, jest gotów przekroczyć granicę, niekoniecznie wytrzymałości – ten zdecydowanie powinien odwiedzić ziemię kłodzką!

Piękny Park Zdrojowy na koniec dnia, woda źródlana przed snem, Błędne Skały i Szczeliniec Wielki wśród sukcesów małych stópek, zjawiskowe szlaki po czeskiej stronie w Skalnym Miaście Adršpach i Teplickich Skałach, przejażdżka metrem po Pradze – to tylko część atrakcji z myślą o małym odkrywcy. Startujemy z Kudowy-Zdrój i przez 7 dni poznajemy coś nowego! Oto inspiracja na wakacyjny scenariusz pełen niezapomnianych wrażeń.

Sprawdź również: Kotlina Kłodzka - najlepsze atrakcje

Weekend w domu. Choroba zmogła małego odkrywcę. Na zewnątrz ponad 35 stopni Celsjusza, a dziecko ma drgawki z temperatury (39 stopni). Serce pęka, bo każda choroba wywołuje lęk mamy i obawę. Łzy do oczu napływają, bo za oknem dzieci radośnie na placu zabaw biegają. Ale w sekundę na twarzy pojawia się nieśmiały uśmiech. Nagle słychać słowa, które dodają skrzydeł i odwagi: „Mamusiu, obiecaj że zabierzesz mnie jeszcze raz w szczeliny”. Skrzydeł, że wraca siła i zdrowie. Odwagi, bo… najbardziej szczera i autentyczna recenzja, to ta w wykonaniu dziecka i nie można o niej zapomnieć. Dlatego wreszcie dzielnie przed monitorem zasiadam, wspomnienia odkurzam i z radością dzielę się propozycją na niebanalny rodzinny czas w Górach Stołowych, i nie tylko. Przed Wami propozycja na tygodniowy wakacyjny scenariusz pełen niezapomnianych wrażeń, dzień po dniu.

Dzień 1: Kierunek Kudowa-Zdrój

Podróż na trasie Warszawa-Kudowa-Zdrój oszacowaliśmy w przedziale czasowym ok. 5-6 godzin. Biorąc pod uwagę, że mieliśmy przejechać przez Wrocław, stwierdziliśmy, że warto jednak zadbać o komfort podróży (zwłaszcza najmłodszego uczestnika wakacji) i zatrzymać się w mieście krasnali. Choć kusiło nas, żeby poznać wszystkie skrzaty w mieście, uznaliśmy że to spotkanie musimy przełożyć na inną, zupełnie oddzielną okazję. Zrobiliśmy sobie za to krótki przystanek dla rozprostowania kości. Spacer wokół fontanny, kawa i ciastko na rynku okazały się świetną decyzją, która pomogła nam zasilić akumulatory na dalszą część trasy.

Przerwę wykorzystaliśmy efektywnie nie tylko na rozprostowanie nóg, nacieszenie oczu i ucieszenie podniebienia, ale także na wyszukanie adresów ogólnodostępnych parków miejskich w miejscu, gdzie mieliśmy spędzić najbliższy tydzień. Mimo, że nasz grafik zakładał sporo przeróżnych aktywności, zawsze zakładamy plan B. Polega on na tym, że nie budujemy sobie zbyt ambitnych oczekiwań i wiemy, że dziecko (jak każdy człowiek) ma prawo do gorszego dnia. Wtedy balsamem na łzy maluszka jest plac zabaw albo czas z mamą, choćby w hotelowym pokoju.

Dlatego lista z kilkoma miejscami na zabawę od razu dała nam poczucie bezpieczeństwa, że nawet jeśli plan A nie wypali – wciąż mamy przed sobą optymistyczną wersję zdarzeń w postaci parków, i to w dodatku w pięknej okolicy.

Lista miejskich placów zabaw w Kudowie-Zdrój:

  •    PARK ZDROJOWY
  •    UL. KOMBATANTÓW
  •    UL. MARCHLEWSKIEGO
  •    UL. BUCZKA
  •    UL. ŁĄKOWA

Docieramy zgodnie z planem, późnym popołudniem. W zasadzie od razu witamy się z Kudową i natychmiast czujemy, że to był doskonały wybór, żeby w tej miejscowości zrobić bazę startową.

Zaczynamy ciekawym spacerem po części zdrojowej. Park Zdrojowy szybko oczarowuje nas egzotycznymi i starymi drzewami, licznymi alejkami, ujściem wody pitnej, pięknymi punktami widokowymi, fascynującymi budynkami i oczywiście stylową pijalnią wody mineralnej, którą odwiedzaliśmy każdego wieczora.

Kudowa Zdrój z dzieckiem place zabaw

Dzień 2: Wstęp do Korony Gór Polski

Startujemy przed godz. 8.00. Czeka na nas pyszne i obfite śniadanie. Mamy przed sobą perspektywę długiego i aktywnego dnia, więc nasze brzuszki radujemy przede wszystkim czymś na ciepło (np. jajecznicą, parówkami, naleśnikami), a do plecaka pakujemy… oczywiście kanapki i jakieś energetyczne przekąski (np. banany, batoniki z suszonych owoców, mus owocowy, kawałek czekolady).

Na początek wybieramy niebanalną trasę. Kierujemy się do Radkowa – Drogą 100 Zakrętów. Szosa malowniczo pnie się w górę, wijąc się wieloma zakrętami. Wprawdzie nie udało nam się policzyć wszystkich, ale naprawdę jest ich całe mnóstwo! Choć droga jest asfaltowa, to miejscami jest wąska i przepaścista. W przypadku małych rajdowców lub pasjonatów ślimaków drogowych może być to ogromna zaleta. Przy drodze można znaleźć leśne parkingi, które umożliwiają wyruszenie na szlaki. My jedziemy do końca. Dlaczego?

Bo w Radkowie można zobaczyć „na rozgrzewkę” Drewniany Młyn i Wodospad Pośny, a potem ruszyć do Karłowa i stąd wystartować na… Szczeliniec Wielki (najwyższy szczyt w Górach Stołowych – wysokość 919 m, jeden ze szczytów z Korony Gór Polski)!

Szlak z Karłowa na Szczeliniec Wielki, standardowo zajmuje ok. 1,5 godziny. My z dzieckiem założyliśmy 2,5 godziny. Finalnie wyszło nam nawet dwa razy więcej niż klasyczny przewodnik zakłada, ale tylko dlatego, że po pierwsze małe stopy zachwycone były pokonywaniem kamiennych schodów, po drugie – mimo że wyszliśmy bardzo wcześnie – na szczycie dogoniła nas wycieczka i do kas utworzyła się gigantyczna kolejka, którą woleliśmy przeczekać, chrupiąc sobie bułeczkę na tarasie widokowym. A po trzecie – każdy kamyczek i patyczek był zjawiskiem, więc nie mieliśmy sumienia przerywać tej pasji odkrywania świata.

Na ostatnich schodkach nasz maluch potykał się, ale dzielnie walczył do końca. Po drodze zyskał wielu kibiców, którzy wspierali go słowem, uśmiechem czy czekoladką. To piękne, gdy zaawansowani piechurzy z taką wyrozumiałością witają w świecie wędrowców kolejne małe stópki.

Szczeliniec Wielki z dzieckiem

Dzień 3: Skalny labirynt

Wyjątkowo ze śniadaniem startujemy jeszcze wcześniej. Mając na uwadze, że naszym najważniejszym piechurem jest przedszkolak, za każdym razem staram się na szlaku być pierwsi. Zależy nam, żeby nie startować w tłumie i mieć jak najwięcej przestrzeni na spotkanie z przyrodą, w naszym tempie.

W trzecim dniu na atrakcję dnia wybraliśmy Błędne Skały. Skalny labirynt, w związku z tym że jest bardzo wąski, można zwiedzać wyłącznie w jednym kierunku. Dlatego tym bardziej zależało nam, żeby rozpocząć zwiedzanie jak najwcześniej i w jak najmniejszym towarzystwie – z myślą o niewywieraniu presji czasu na naszego małego piechura.

Dojazd do naszego punktu na mapie odkryć ponownie odbyliśmy drogą „Stu Zakrętów” od strony Kudowy. Po ok. 6 km od Kudowy dojechaliśmy do skrzyżowania, gdzie znajduje się dolny parking. W tym miejscu skręciliśmy w „Drogę Puszczańską”, skąd przejechaliśmy do górnego parkingu. Wprawdzie rozważaliśmy spacer – zwłaszcza, że aura i szlaki zachęcały. Jednak stwierdziliśmy, że nie będziemy forsować małego piechura, wierząc intuicyjnie, że skalne budowle pochłoną go dogłębnie. Już o godzinie 8.00 czekaliśmy na wjazd (warto wcześniej sprawdzić, zwłaszcza że ruch odbywa się wahadłowo i w zależności od sezonu). Towarzyszyło nam kilka aut – głównie rodzice z przedszkolakami.

I co się stało po przekroczeniu skalnych wrót? Szaleństwo, pisk, nieokiełznana radość, bieganie po labiryntach, dotykanie kamieni, 100 pytań do… Klucząc przez labirynt, stąpaliśmy po drewnianych kładkach, które prowadzą ustaloną trasą. To było wyzwanie, żeby wytłumaczyć małemu odkrywcy dlaczego nie można z niej zbaczać, ale czas poświęcony na tę rozmowę zaowocował bezpieczeństwem na innych szlakach. Abstrakcyjne formy skalne uruchomiły u naszego malucha nieposkromnioną wyobraźnię. Dzięki niemu zobaczyłam skalne grzyby, jakieś smoki, roboty, a nawet auta. Grunt to marzenia i fantazja! Dlatego nie miałam żadnych oporów i po powrocie z wycieczki z radością kupiliśmy ciastolinę, z której powstało miasto skalne na wzór Błędnych Skał.

Po popołudniowej drzemce wybraliśmy się do Ogrodu Muzycznego w mieście, a potem na tradycyjny spacer po parku zdrojowym, odwiedziny w pijalni wód i przepyszne lody w restauracji zdrojowej.

Błędne Skały Kotlina Kłodzka opinie atrakcje

Dzień 4: Przekraczamy granicę, niekoniecznie… wytrzymałości

Znacie to powiedzenie: „Cudze chwalicie, własnego nie znacie”? Tak, to prawda. Chętnie wyruszamy w odległe miejsca, z uśmiechem odkrywamy egzotyczne krainy, z radością prażymy się na słońcu w innej szerokości geograficznej. A Polska jest cudowna! I można odkryć w niej zapomniane miejsca, i znaleźć egzotyczne gatunki, a i plaże są zjawiskowe… Dlatego w pierwszej kolejności staramy się naszemu małemu odkrywcy pokazywać właśnie Polskę i jej cuda. Ale przyznaję bez bicia, kiedy jest się tuż przy granicy… to „spacer” do innego kraju zawsze kusi. A z Kudowy-Zdroju do czeskiej Pragi jest przecież przysłowiowy „rzut beretem”.

I choć Praga zachwyca swoją architekturą, romantycznymi uliczkami, pysznym jedzeniem, to nasz maluch odkrył jeszcze inną mocną stronę tego miasta. Metro! Cztery linie metra zachęciły naszego motorniczego do zwiedzania Pragi właśnie w ten, a nie inny sposób – zwłaszcza, że zaraz na wjeździe do miasta zostawiliśmy samochód na parkingu typu P+R (Parkuj i Jedź).

Jak już się najeździliśmy, to zostało nam przespacerować się Mostem Karola. Wcale nie zdziwiłam się, że potraktował ten spacer jak każdy inny, ale… już park, który odkryliśmy tuż pod mostem okazał się najcudowniejszym zjawiskiem i nagrodą za wszelkie trudy i zmęczenie z tuptania.

Niespodziankę zostawiliśmy na sam koniec. Nie myliłam się. Nastąpiła prawie eksplozja radości. Poszliśmy na pizzę, ale… tym razem to niestety nie ciasto zagrało rolę pierwszoplanową. Weszliśmy do lokalu. Niby zwyczajny. Nic wyszukanego. Menu proste, rodzinne – pizza, jakaś sałatka, soki i ewentualnie czeskie bąbelki dla dorosłych. Dalej jednak był to hit, który chcieliśmy dawkować małymi porcjami. Ale nie udało się. Nagle wyrosła przed nami ogromna sieć torów kolejowych, rozciągająca się od baru po całym lokalu. I już po sprawie… „Mama, patrz! To parowóz! O! A tu ciuchcia!”. Taaaaak, właśnie tak! To składy towarowe rozwoziły napoje do wszystkich stolików w restauracji Vytopna. Wiedziałam, że sprawimy małemu motorniczemu ogrom radości, ale nie spodziewałam się, że będzie tak duży i tak autentyczny. Dlatego warto było przekroczyć granicę smiley

Dzień 5: Zabawa z koleją w dalszym ciągu

Widząc, ile radości sprawiliśmy kolejową przygodą, postanowiliśmy elastycznie zmienić plany i w tej atmosferze dalej cieszyć się wspólnym czasem wolnym. Choć pierwotnie, dla wyrównania energii, myśleliśmy, żeby w tym dniu wprowadzić trochę ducha sportowego i wybrać się na wycieczkę rowerową lub do Aqua Parku, to finalnie kolej wygrała. Postanowiliśmy wybrać się do Polanicy-Zdroju właśnie regionalną koleją dolnośląską.

Cóż to było za przeżycie! Jakoś nie trafiliśmy w żadnym przewodniku turystycznym na polecenie tej atrakcji. I tylko pasja małego motorniczego pozwoliła odkryć nam piękno gór, i nie tylko, w niecodzienny sposób. Mały podróżnik był przyklejony do szyby, a oczy mamy i taty stawały się coraz większe i większe. Jakbyśmy cofnęli się w czasie, jakbyśmy doznali szansy na wyjątkową bliskość z naturą…

Jak na razie to była zdecydowanie najbardziej malownicza trasa kolejowa, jaką jechaliśmy. Już piętrowy pociąg wzbudził okrzyk radości. Ale wkrótce dołączyły jeszcze ciekawsze pozytywne bodźce. Z jednej strony Góry Stołowe, z drugiej – Góry Bystrzyckie. Górki, pagórki, serpentyny, wiadukty, tunele, strumyki, ogromne konary drzew i mniejsze gałęzie. Pola i łąki, zboża i kwiaty, małe wioski, gdzie zatrzymał się czas. Stacyjki niczym z poprzedniej epoki albo wprost z Dzikiego Zachodu – jak kto woli albo jak wyobraźnia podpowiada. Kobiety zbierające zioła, zwierzęta wolno się pasące. To wszystko takie piękne, jakby z widokówki albo atlasu fotografii wyjęte, a nie wprost przed naszymi oczami, i to za jakieś parę złotych w ramach biletu na przejazd!

Ale nos do szyby dopiero mieliśmy przykleić. Czekał na nas jeszcze jeden smaczek. Wiadukt kolejowy w Lewinie Kłodzkim. To najbardziej okazały, przez niektórych uznany za najpiękniejszy na Dolnym Śląsku, obiekt kolejowy. Ma 27 m wysokości i aż 120 m długości.

Most Kolejowy Lewin Kłodzki

A w Polanicy czekał na nas łagodny klimat, obfite źródła wód mineralnych, przyjazny park zdrojowy, ciekawe budowle historyczne, piękny deptak, zjawiskowe fontanny oraz – obowiązkowo – pyszne lody.

Kotlina Kłodzka Polanica Zdrój

Dzień 6: Białe Skały

Na kolejny dzień wybraliśmy spacer malowniczą pętlą: Lisia Przełęcz – Narożnik – Kopa Śmierci – Skały Puchacza – Białe Skały – Lisia Przełęcz. Według przewodnika trasa na 2,5 godz. My mieliśmy plecaki spakowane na cały dzień. I nic się nie pomyliliśmy – spędziliśmy na trasie całe 7 godzin, robiąc sobie nawet po drodze drzemkę i parę przystanków na pyszne małe coś niecoś.

Pętla jest zjawiskowa! Usytuowana w samym sercu Gór Stołowych. Trasa przebiega po stosunkowo łagodnym terenie, a znacząca różnica wzniesień jest do pokonania w zasadzie na początku szlaku. Przy leśnym parkingu, przy Lisiej Przełęczy, zostawiliśmy samochód. Stąd wystartowaliśmy niebieskim szlakiem w kierunku Narożnika. Leśna ścieżka wiła się wśród piaskowcowych ostańców, aż do wypłaszczenia na wierzchołku. Tu rozpostarł się piękny widok – zarówno na góry, jak i okoliczne wioski. Na jednej ze skałek odnaleźliśmy tablicę upamiętniającą śmierć dwójki studentów.

Trasa jest atrakcyjna i nie nudzi się. W drodze mijamy charakterystyczne skalne tarasy widokowe (gdzie włączamy wyjątkową czujność i ostrożność, bo brak jest jakichkolwiek barierek), kładki poukładane na podmokłym terenie, drewniane konstrukcje do wspinania się, skalne baszty, zjawiskowe piaszczyste – wręcz białe – ścieżki. To właśnie one na dłuższą chwilę zatrzymują małego piechura. Chętnie sięga po patyczek i rysuje na nich, jak po tablicy, różne kształty ze swej wyobraźni. Głazy w kształcie tronu za to zachęcają nas do zorganizowania przerwy i iście królewskiego obiadu (kanapki i herbata z termosu!). W trakcie wspinaczki mijamy niewielu turystów, chyba ten szlak odgrywa drugoplanową rolę. Jest jednak przyjazny dziecku, które na łące postanawia sobie zrealizować dłuższy odpoczynek i rozmowy z matką naturą.

Kiedy wracamy pod wieczór do domu, tradycyjnie po kolacji idziemy na godzinkę zabawy i relaks w parku zdrojowym. Powoli żegnamy się z miasteczkiem i jego uroczymi zakamarkami. Przed nami kolejne wyzwania.

Góry Stołowe z dzieckiem

Dzień 7: A może w drodze powrotnej jeszcze jedno skalne miasto?

Nasza przygoda miała ciąg dalszy w Karpaczu. Niezależnie, czy Wasza pobiegnie w tym samym kierunku, czy może już do domu, chcieliśmy polecić jeszcze jedno zjawiskowe miejsce. Jeśli Wasz mały odkrywca zakochał się w Błędnych Skałach, to możecie rozważyć szalony pomysł ponownego przekroczenia granicy i odwiedzenia skalnych labiryntów po czeskiej stronie. Do wyboru macie Adrspach lub Teplickie Skały, gdzie skalne postaci jeszcze bardziej poruszają kreatywność!

A jeśli raczej preferujecie spokojny czas wyciszania się przed podróżą powrotną, Kudowa-Zdrój na pewno się nie obrazi. Czeka na Was m.in. Muzeum Zabawek „Bajka”, Muzeum Żaby, czy Muzeum Dawne Rzemiosła.

P.S. A mali motorniczy niech się dobrze rozglądają. My zapamiętaliśmy też kolejkę Balbinka, która podróżowała po parku zdrojowym w rytm przyjaznej muzyki dla dzieci i w towarzystwie najbardziej pozytywnego konduktora pod słońcem!

Anna Suplewska-Kocyło
Rodzinawplecaku.pl

Czytaj również: Kotlina Kłodzka bajkowym szlakiem

1 comment

Leave Comment